Kiedy pochodzi się z miasta z pałacem w tle to te pałacowe klimaty chodzą za człowiekiem i opuścić nie chcą.
Nie narzekam, bo dobrze mi z tym i najbardziej po drodze kiedy mogę coś pozłocić czy wysrebrzyć.
I absolutnie nie po to, by potem to matrasić i poniewierać.
Ma się błyszczeć i koniec.
Krąży w rodzinie jeszcze inna teoria, a mianowicie, że w innym życiu byłam sroką.
Mam nadzieję, że to o tę miłość do świecideł chodzi, a nie o skrzeczenie...
Tak więc jak kiedyś zobaczyłam piękne pisanki Desika to postanowiłam zrobić takie dla siebie.
Moim do oryginału tak daleko jak od nas do obcej cywilizacji, ale w końcu Jaś Fasola też próbował naśladować mistrza pędzla i wyszedł z tego cało. :D
Tak więc moja propozycja na postny piątek to błyszczące pisanki niczym marcepanki. :)
Pierwsza jestem i porwałabym ale... NIE porywam, bo... już mam! :))))
OdpowiedzUsuńRadosnych Świąt, Oleńko!
Wesołych Świąt! Upiecz te baby, a potem sobie odpocznij wreszcie! :)
OdpowiedzUsuńObejrzałam sobie Twoje prace, są wspaniałe! Życzę wesołych Świąt i w wolnej chwili zapraszam do mnie. Pozdrawiam cieplutko. Ania
OdpowiedzUsuńOluśko - najcudowniejszych Świąt!
OdpowiedzUsuńSmakowitych, wyciszonych i zielonych!
I radosnych.
I słonecznych.
Wymarzonych.
Ciekawie wymyśliłaś te złocisto-srebrne pisanki!
OdpowiedzUsuńOlciu! Życzę Ci rodzinnych, ciepłych Świąt, odpoczynku i radości :))))