Mój praktyczny umysł podpowiedział koleżance, że pudło na chusteczki to będzie strzał w dziesiątkę.
No bo przecież i w łazience chusteczki nie muszą straszyć pstrokatym, tekturowym kartonikiem, a jak się dziecię pojawi to i maluch niech się wychowuje w ładnych okolicznościach.
I już to pudło widziałam w neutralnych kolorach, żeby wszędzie się ładnie komponowało, z jakimś nienachalnym wzorem, może odlewem subtelnym, no widziałam je i już.
Kiedy to "już" miało wejść w życie powiedziałam słowo "taca".
No i stało się. Koleżance pomysł się spodobał i zamówiła dla młodych tacę...
Argumentów przeciw nie miałam, bo taca też praktyczna, tylko że ja tac tak jakoś nie lubię.
Czasu było jak zwykle stanowczo za mało, ale taca powstała i już się ubiera w celofan jak mniemam.
Dostała zgodnie z życzeniem złoto - różane odzienie, które przykryłam matowym lakierem niczym welonem z mgiełki.
Motyw trochę podkolorowałam, a właściwie ujarzmiłam włoskie spojrzenie projektantów na pewne elementy, a złoto zgasiłam bejcą, patyną i bitumem.
Mam nadzieję, że taca będzie świadkiem pięknych i szczęśliwych dni u swoich nowych właścicieli czego szczerze życzę!